Zapiaszczony bom, maszt

Po każdym pływaniu zastanawiam się czy nie czeka mnie niespodzianka przy roztaklowywaniu pędnika.

Każdy kto ma wypływane więcej niż kilkanaście godzin najprawdopodobniej szarpał się ze swoim masztem bomem próbując ruszyć zablokowany bom lub rozłączyć zapiaszczone części masztu, w najlepszym razie pomagał walczyć z takim problemem komuś na spocie.

Jak mawiają klasycy opowiem tu moją historię i niech będzie przestrogą dla młodszych niedoświadczonych:)

Pływam regularnie i regularnie od czasu do czasu przycinają mi się bomy albo zapiaszcza maszt. W 99% udaje się problem rozwiązać integrując kolegów ze spotu i w kilka osób prężąc muskuły rozłączyć lub rozruszać zespolone elementy. Technik jest kilka od zwykłej szarpanki przez kręcenie w przeciwnych kierunkach po równoczesne wyginanie masztu i kręcenie w przeciwnych kierunkach.
Sytuacje trudniejsze rozwiązuje się zapinając kilka bomów aby dzięki większemu ramieniu przyłożyć większą siłę do kręcenia w przeciwnych kierunkach dwoma zablokowanymi częściami masztu.
Bomy traktowane zwykle są dość brutalnie i po prostu siłowo wyciągane lub wbijane.
Czasem trzeba maszt porządnie przepłukać, czasem psiknąć WD40 lub innym czarodziejskim środkiem.
Moja historia rozpoczyna się w windsurfingowym raju w Orebicu na Chorwacji.
Super pływanie, dwa tygodnie codziennej zabawy na wodzie po każdym dniu pędnik wędruje do zacienionego miejsca koło domu i tam jest luzowany po maszcie i bomie, luzowany ale nie puszczany całkowicie jedynie tyle żeby nie wyskoczyły kambery z żagla czyli kilka cm po maszcie i po bomie żeby dać troszkę odsapnąć od maksymalnego naprężenia.
Jest świetnie ale wszystko co dobre szybko się kończy, pakujemy się i wracamy do Polski.
Roztaklowuje jeden pędnik – wszystko super zabieram się za drugi – elegancko, bom złożony maszt rozpięty i sięgam po przedłużkę. Akurat przedłużka nigdy wcześniej mi się nie przyblokowała. Walczę poł dnia szarpiąć w kilka osób zapinając bomy, pukając stukając, tłukąc o ziemie:) płukam w słodkiej wodzie robię wszystko co można, oczywiście bez skutku.
Wrzucam maszt z przedłużką do boxa i wracam do Polski. Maszt obsługuje dwa rożne żagle więc jest bardzo potrzebny bez przedłużki:). Na swoim gruncie wyposażony w różnego rodzaju przyrządy i patenty walczę z przedłużką przez kilka dni.

Przedłużka ani drgnie. Żeby nie przynudzać opiszę tylko, że podszedłem do tematu ambicjonalnie i wlałem w maszt kilka puszek WD40, moczyłem całość w nafcie, polewałem w zimowe dni wrzątkiem, szarpałem autem, oraz mechaniczną wyciągarką o uciągu ponad 2 tony. Przedłużkę zrujnowałem totalnie dziury, które służyły do zapinania pierścienia dosłownie się ze sobą połączyły. Bawiłem się z tą przedłużką całą zimę bez jakichkolwiek postępów.

W końcu na jednym z wiosennych pływań znany w śląskim gronie mistrz windsurfingu o ksywce Moju na moje utyskiwanie że wyrzucam ten maszt zasugerował wycięcie przedłużki od wewnętrznej strony brzeszczotem. Pomysł wydawał mi genialny przedłużka poleci w kosz ale maszt wróci do boxa gotowy do pływania. Cięcie okazało się koszmarem, przedłużkę ciąłem po dwóch stronach i byłem pewien, że za chwilkę puści. Walka trwała niemożebnie długo, przedłużka była za głęboko w maszcie żeby precyzyjnie dociąć jej koniec, mimo kolejnych godzin i dni walki nie chciała za nic w świecie wyleźć. Materiał z której była wykonana sprężynował i bronił się do upadłego.

W końcu jednak materia się poddała i po ponad pół roku walki aluminiowa rura wylazła z masztu.

Niech podsumowaniem tej przynudnawej opowieści będzie nabyte przeze mnie nowe przyzwyczajenie: Po każdym pływaniu luzuję maszt na tyle mocno żeby móc złapać za przedłużkę i solidnie nią pokręcić.
W moim przypadku roztaklowywanie pędnika po każdym pływaniu nie wchodzi w rachubę więc muszę jakoś się bronić przez zespoleniem wszystkich ruchomych części przez słoną wodę i piach na wielki wieków. Zaklejanie masztu taśmą na łączeniu i przesmarowywanie bomu pewnie trochę pomaga ale nie gwarantuje spokoju, wiem bo walczyliśmy z takimi masztami i bomami i walka była długa i zażarta.
Wiem, że aby spać spokojnie wypadałoby regularnie ruszać też bom, to łatwizna i obie części masztu, jak tą operację zrobić jeszcze nie wiem 🙂 jak wymyślę postaram się napisać.